Czy dojdzie do likwidacji OFE ?
„Wealth Solutions: Reforma emerytalna – dokończyć czy przerwać?
Rząd przygotowuje się do drugiego starcia z OFE. Do maja resort pracy ma przedstawić raport o funkcjonowaniu funduszy wraz z postulatami dalszych zmian w systemie. Czy będzie to preludium do przekierowania reszty składek na OFE do ZUS? – zastanawia się Maciej Bitner, główny ekonomista Wealth Solutions
Wprawdzie nie wiadomo jeszcze, co zostanie zawarte w majowym raporcie, niektórzy prominentni eksperci wykorzystali już powrót tematu OFE do nawoływania do likwidacji funduszy. Wśród krytyków znajdują się osoby skądinąd promujące liberalną wizję gospodarki, takie jak doradca premiera – Bogusław Grabowski czy prezydent Centrum im. Adama Smitha – Robert Gwiazdowski. Choć mam wrażenie, że rozumiem ich argumenty, to jednak nie podzielam entuzjazmu wobec pomysłu rezygnacji z budowy systemu kapitałowego w Polsce.
W wywiadzie udzielonym w połowie stycznia Dziennikowi Grabowski mówił: „Filar kapitałowy to oszczędności budowane z kredytu, one zwiększają tylko deficyt i dług. Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, uważa, że to dobry system, to przywróćmy składkę na OFE do poprzedniej wysokości. Ale by to zrównoważyć, musimy podnieść o 4 proc. VAT i o 4 proc. obniżyć poziom konsumpcji albo zwiększyć deficyt i dług publiczny”. Gwiazdowski w rozmowie opublikowanej niedawno na portalu WNP przekonuje, że „system kapitałowy jest lepszy, ale w określonym kontekście. Nasz jest taki, że jedna czwarta mieszkańców Polski żyje z emerytur, na których wypłatę przeznaczamy lwią część naszego budżetu. Nie jesteśmy w stanie przejść z systemu repartycyjnego do kapitałowego, bo obecni emeryci nie będą mieli z czego żyć”. Zdaniem Gwiazdowskiego zmuszenie ludzi do tego, by jednocześnie utrzymywali swoich rodziców, dziadków i odkładali na własną emeryturę jest możliwe tylko w kraju niedemokratycznym, jakim były w latach 80. Chile.
Co jest lepsze dla emeryta?
Nim zastanowimy się, czy stać nas na system kapitałowy, odpowiedzmy sobie na pytanie, dlaczego w ogóle warto myśleć o jego budowie. Najważniejszym powodem jest wyższa stopa zwrotu uzyskiwana ze zbieranej od przyszłych emerytów składki. Przez 13 lat funkcjonowania OFE fundusze pomnażały środki swoich klientów średnio w tempie 9,2% rocznie. Indeksacja na indywidualnych kontach w ZUS w tym samym czasie wyniosła średnio 7,5% w skali roku (zakładając, że w 2012 będzie taka, jak średnio w poprzednich 12 latach; dokładną wartość za miniony rok poznamy dopiero w czerwcu). Różnica 1,6% rocznie na korzyść OFE może nie wydawać się duża, jednak w skali czterdziestu pięciu lat powoduje, że każda złotówka odkładana przez ten czas w OFE będzie dwa razy więcej warta niż ta odprowadzana do ZUS.
Ponadto nie sposób nie zauważyć, że różnice między średnimi stopami zwrotu z OFE i ZUS będą istotnie rosnąć. Nie stanie się to bynajmniej za sprawą rosnących wyników funduszy, które nawet pewnie obniżą się, ze względu na niskie oprocentowanie polskich papierów skarbowych. Główną przyczyną będzie spadek wskaźnika indeksacji ZUS, który zależy od tempa napływu nowych składek do państwowego systemu. Tempo to zaś w najbliższych latach będzie spadać, ze względu na spadek liczby osób w wieku produkcyjnym. Innymi słowy, im mniej będzie w danym czasie pracujących, tym niższe będą ich przyszłe emerytury. Takie rozwiązanie ma na celu zadbanie o długoterminową stabilność finansów ZUS w obliczu wyzwań demograficznych.
Rozsądny kompromis
Widzimy więc, że oszczędzanie na emeryturę w systemie kapitałowym jest korzystniejsze z perspektywy przyszłych emerytów. Czy jednak ich interesy nie stoją w sprzeczności z dobrem całej gospodarki? Moim zdaniem – nie. Grabowski ma wprawdzie rację, że oszczędności emerytalne finansowane wzrostem długu publicznego nie są dobrym pomysłem. Podobnie jak znaczące podniesienie składek emerytalnych albo obcięcie wydatków publicznych tak, by znaleźć ponad 100 miliardów złotych rocznie na wypłatę emerytur z ZUS. Sadowski słusznie zauważa, że nas na to nie stać. Jednak nie wybieramy wyłącznie między rezygnacją z ZUS a rezygnacją z systemu kapitałowego.
System mieszany, który obecnie mamy, został pomyślany jako rozsądny kompromis między interesami obecnych i przyszłych emerytów. Ci pierwsi mieli nadal cieszyć się relatywnie wysokimi w stosunku do zarobków (zwłaszcza tych z czasów PRL) emeryturami. W zamian za to czekała ich rezygnacja z przywilejów emerytalnych. Młodsze pokolenie z kolei miało dalej pracować na emerytury swoich rodziców i dziadków, z tą jednak nadzieją, że likwidacja emerytur specjalnych i wpływy z prywatyzacji pozwoli wygospodarować środki na budowę kapitałowej części systemu, koniecznej, by emerytury były na przyzwoitym poziomie w obliczu pogarszającej się sytuacji demograficznej.
Reformę trzeba kontynuować
Niestety warunków umowy nie dotrzymano. Składka na OFE została dwa lata temu obniżona, a cały czas spora część społeczeństwa cieszy się przywilejami emerytalnymi, których zmiany postępują bardzo opieszale lub nawet nie zostały rozpoczęte (jak w przypadku KRUS). Zamiast dalszego demontażu systemu kapitałowego trzeba pomyśleć o znalezieniu oszczędności w budżecie i w systemie emerytalnym tak, by składki na drugi filar mogły płynąć bez konieczności dalszego zadłużania państwa. Warto też pomyśleć, jak poprawić funkcjonowanie funduszy emerytalnych tak, by lepiej służyły interesom swoich członków.
Mam nadzieję, że majowy raport Ministerstwa Pracy będzie zmierzał właśnie w tym kierunku. Do poprawienia w ustawie o OFE jest bowiem sporo rzeczy. Cały czas za wysokie są opłaty dystrybucyjne, a inwestycje funduszy podlegają limitom zupełnie niesłużącym interesom przyszłych emerytów. Dobrze też pomyśleć o dostosowaniu profilu ryzyka do wieku członka funduszu. Zmiany te wyrastałyby z doświadczenia reformy, w żadnym stopniu nie przekreślając jej sensu. Ponowne zaś sięgnięcie przez budżet po składki na OFE byłoby zaś czymś zupełnie przeciwnym – poświęceniem interesów przyszłych emerytów na rzecz konserwacji niesprawiedliwej struktury wydatków publicznych.
Autor opinii: Maciej Bitner, główny ekonomista Wealth Solutions
(AM, źródło: Wealth Solutions)”.
29.01.2013
Czy zmiany w polskim systemie emerytalnym oraz ostrzeżenia ekspertów mają wpływ na zachowanie społeczeństwa w zakresie zabezpieczenia emerytalnego opisuje Gazeta Ubezpieczeniowa :
„Ani zmiany w polskim systemie emerytalnym, ani też ostrzeżenia ekspertów wskazujących na groźbę niewydolności wspomnianego systemu nie zachęciły większej liczby Polaków do dodatkowego oszczędzania na przyszłą emeryturę. Pewne sygnały zdają się jednak sugerować, iż podejście naszych rodaków do gromadzenia pieniędzy na starość powoli zmienia się. – wynika z najnowszych badań Deutsche Bank PBC przeprowadzonych przez Instytut Homo Homini.
W styczniu 2013 roku weszły w życie zmiany ustawy o emeryturach. W rezultacie wiek emerytalny kobiet i mężczyzn będzie stopniowo podwyższany aż do osiągnięcia jednakowego poziomu 67 lat (do tej pory wynosił on odpowiednio 60 i 65 lat). Podobne zmiany przeprowadzane są w wielu innych rozwiniętych krajach. Przyczyną są niepokojące prognozy demograficzne, które wskazują na szybkie starzenie się społeczeństw, a także kryzys finansów publicznych.
Według szacunków ZUS za około 50 lat liczba emerytów w Polsce może wzrosnąć nawet o 90% a liczba pracujących spadnie o 40%. Zgodnie z wyliczeniami Komisji Europejskiej w całej Unii Europejskiej na jednego emeryta pracują obecnie blisko 4 osoby. Jeśli taki trend demograficzny się utrzyma, za 30-40 lat liczba ta spadnie do maksymalnie 2. Publiczne systemy ubezpieczeń społecznych będą wystawione na historyczną próbę. Pesymistyczne prognozy demograficzne będą dotkliwe dla naszych portfeli – tak przyszłych emerytów, jak i osób pracujących na ich świadczenia.
– Podniesienie wieku emerytalnego ma na celu ratowanie wypłacalności systemu ubezpieczeń społecznych, jednak nie zapewni stabilności finansowej przyszłym emerytom – tłumaczy Leszek Niemycki, prezes Deutsche Bank PBC. –Współcześni 20, 30 czy 40-latkowie muszą się liczyć z tym, że w momencie zaprzestania pracy, ich przychody spadną nawet kilkakrotnie. Jedynym sposobem, by temu zaradzić są dodatkowe oszczędności – mówi.
Jak pokazuje najnowsze badanie Deutsche Bank PBC zdecydowana większość Polaków pozostaje bierna wobec podobnych przestróg. Co czwarty ankietowany (25,4%) mimo wchodzących w życie zmian systemu emerytalnego nie planuje oszczędzać dodatkowych pieniędzy. Tyle samo respondentów nadal ogranicza się do opłacania jedynie obowiązkowych składek ZUS i OFE. To niepokojące wyniki, jednak w tegorocznym badaniu można zaobserwować pozytywny trend.
Wśród osób, które w 2012 roku zdecydowały się na dodatkowe oszczędności bądź inwestycje najpopularniejszym produktem była lokata bankowa (8,7% wskazań wszystkich badanych wobec 5% w poprzednich latach). Wydaje się, że do łask wracają fundusze inwestycyjne oraz Indywidualne Konta Emerytalne (w obu przypadkach zdecydowało się na nie 7,1% respondentów). Z kolei 8 % ankietowanych, którzy twierdzą, że wprowadzona reforma emerytalna nie wpłynęła na ich sposób zabezpieczenia się na czas emerytury, planuje mimo wszystko w najbliższym czasie założenie produktu oszczędnościowego.
– Popularność lokat będzie malała w sytuacji, gdy wraz ze stopami procentowymi spada ich oprocentowanie. Fundusze inwestycyjne są alternatywą dla tych osób, które ze względu na awersję do ryzyka nie zdecydują się na inwestycje giełdowe. Z kolei IKE/IKZE okazały się zbyt skomplikowane i nie zyskały na popularności. Dlatego warto szukać prostszych, bardziej systemowych rozwiązań – mówi Leszek Niemycki. – Najprostszym z nich byłoby po prostu zniesienie podatku Belki dla długoterminowych produktów oszczędnościowych – dodaje.
To już trzecia edycja badań Deutsche Bank PBC, mierzących wpływ zmian i informacji dotyczących systemu emerytalnego na decyzje Polaków o długoterminowym oszczędzaniu. Ich wyniki nieprzerwanie potwierdzają rozdźwięk między realistyczną, wręcz nieufną oceną wiarygodności ZUS oraz wysokości przyszłych emerytur wypłacanych z I i II filara, a rzeczywistymi działaniami, które mogłyby zapobiec indywidualnej katastrofie finansowej. Chociaż zdajemy sobie sprawę, że państwowe świadczenia będą niskie, nadal robimy bardzo niewiele, by temu zaradzić.
Najnowsze badanie emerytalne wskazuje na pewien przełom w podejściu Polaków do myślenia o emeryturze. Wynika z niego, że w 2012 roku liczba osób deklarujących dodatkowe oszczędzanie wzrosła. Jeszcze w 2011 r. tylko 15% ankietowanych przyznało, że informacje dotyczące zmian w systemie emerytalnym wpłynęły na ich sposób finansowego zabezpieczenia przyszłości. Tymczasem w roku 2012 było to już 22%. W przeprowadzonym równo rok później badaniu ten odsetek jest zdecydowanie wyższy – 39% respondentów zdecydowało się indywidualnie odkładać dodatkowe środki na przyszłą emeryturę.
– Wygląda więc na to, że szeroka debata publiczna prowadzona przez rząd, instytucje finansowe i niezależnych ekspertów zaczyna przynosić pewne efekty. Warto jednak zaznaczyć, że mimo pozytywnego trendu, nadal ponad połowa Polaków nie gromadzi dodatkowego kapitału na czas emerytury – komentuje Leszek Niemycki.
Nieco wolniej, ale też systematycznie spada odsetek osób ograniczających się jedynie do opłacania obowiązkowych składek ZUS i OFE. Jeszcze w 2011 r. skrajnie bierne w kwestii emerytalnej było 74% ankietowanych. Obecnie zaś jest ich 51%.
Eksperci są zgodni, że to pozytywny trend, jednak osób oszczędzających na własną rękę powinno być zdecydowanie więcej, jeśli chcemy w przyszłości uniknąć indywidualnych i społecznym problemów związanych ze zmianami demograficznymi.
– Najważniejsza jest sama zmiana myślenia, że emerytura nie jest wcale tak odległą perspektywą i decyzja, aby zacząć systematycznie odkładać dodatkowe środki jak najwcześniej, nawet jeśli nie będą to duże kwoty. Tylko systematycznie gromadzony kapitał może dać nam pewność bezpieczniejszej finansowo przyszłości – mówi Leszek Niemycki.
AM, news@gu.com.pl
(źródło: Deutsche Bank PBC)”.